"Szanta". Wojciech Wójcik.
Wydana w Wydawnictwie Zysk i S-ka. Poznań (2025).
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa.
Nie wiem, jak Wy, ale ja uwielbiam Mazury. Od paru lat również Warmię, ale swego czasu to Mazury bywały miejscem mojego wytchnienia i wypoczynku.
Piękne okolice, krajobrazy, potęga przyrody, lasy i jeziora. Blikość natury, śpiew ptaków, sarny i koniki polskie, które można podziwiać. To wszystko dawało mi dużo poczucia spokoju i wręcz sielkości. I mimo, że nie żegluję, to naprawdę potrafiłam znaleźć tam wytchnienie.
Akcja "Szanty" dzieje się właśnie w pięknych okolicznościach przyrody, w okolicach miasteczka Ruciane-Nida. Z tym, że akcja książki zupełnie nie ma się do atmosfery sielskości i spokoju, jaki na początku odmalowałam.
Jak to w kryminałach autora bywa, w książce będą toczyły się dwa osobiste dochodzenia, czy raczej chęć poznania tego, co się naprawdę wydarzyło. Jagoda Matusiak, to narratorka, która opowiada nam o swojej pracy w mającym powstać Muzeum Żeglarstwa. Muzeum ma powstać, ale od początku są z tym problemy. Najpierw znalezione zostaje bowiem ciało fundatora placówki i inicjatora, Sylwestra Preussa. Profesor z Warszawy, osiedlił się w okolicy i z nią związał większość swojego życia. I właśnie, gdy jego życie miał dopełnić się budową muzeum, czyli dzieła życia, zostaje znaleziony martwy w piwnicy placówki, kiedyś będącej ośrodkiem wypoczynkowym, a obecnie właśnie przyszłą placówką kulturalną.
Samo to nie wzbudziłoby może jakichś podejrzeń, jako, że prawdopodobnie odebrał sobie życie, ale niestety, parę tygodni później martwa i nie z własnej ręki, zostaje znaleziona Malwina, kierowniczka niedoszłej placówki. W obliczu ewidetnej zbrodni rusza śledztwo, a ślady prowadzą w wiele miejsc.
Jak wspominałam na początku, Jagoda, narratorka, będzie chciała dowiedzieć się, co się dzieje w muzeum, na dyrektorkę którego zostaje niespodziewanie nominowana. Wraz z dwiema pracownicami, Emilią, młodą mamą i Romą, usiłuja postawić na nogi inicjatywę, a jednocześnie Jagoda chce dowiedzieć się, co się tak naprawdę dzieje. Czemu zginęła tragicznei poprzednia dyrektorka i czy ma to może związek z jakimś skarbem znajdującym się wśród rozlicznych zbiorów muzeum? Bo jest tu co podziwiać i co katalogować. Sylwester Preuss był miłośnikiem sztuki starowierców, których klasztor w Wojnowie stanowi ogromną atrakcję tamtego regionu (byłam, podziwiałam).
Wspominałam o Jagodzie, ale muszę wyjaśnić, kto jeszcze będzie podążał śladem zbrodniarza ( a może zbrodniarzy?). Otóż były policjant po przejściach, Hubert i osoba, którą pozna dopiero w czasie początku akcji książki, Helena, podająca się za dziennikarkę (jednak były policjant szybko zaczyna podejrzewać, że nie ma to nic wspólnego z prawdą).
Muszę powiedzieć, że polubiłam Jagodę, muzealniczkę, która porzuciła pracę w Luwrze na rzecz pracy w małym, lokalnym mazurskim muzeum i której zależało na tym, aby dowiedzieć się, co tak naprawdę stało się w ich ośrodku, a także, co dzieje się w okolicy i czy pracujące w placówce kobiety muszą zacząć się czegoś obawiać? Tym bardziej, że zaczynają ginąć kolejne kobiety. A pozostają po nich jedynie obcięte włosy...
Nie ukrywam, że oprócz wątku kryminalnego, ciekawe dla mnie było "podróżowanie" na kartkach książki po mazurskich terenach i miejscowościach, które znam bardzo dobrze z własnych wypraw i które zawsze wspominam z wielkim sentymentem. Ogromnym plusem książki jest też dla mnie przybliżenie nieco sztuki starowierców i sądzę, że ktoś bardziej zainteresowany tematem z pewnością sięgnie teraz po coś bardziej już tematycznego, a sądzę,że temat jest warto poznania i rozwinięcia, jako ogromnie frapujący.
Muszę też przyznać i uważam to za zaletę, że w rezultacie nie spodziewałam się, że sprawcą jest ta a nie inna postać z książki, a i motywacje okazały się dla mnie zaskakujące.
Jak to u tego autora bywa, uprzedzam, że postaci jest sporo i warto jednak ogarniać, kto jest kim, żeby nie stracić wątku.
Jednak akcja tę mnogość uzasadnia i rekompensuje.
Moja ocena to 5 / 6.
Komentarze
Prześlij komentarz