"Między pierwszą a kwietniem". Krystyna Siesicka.

 Wydana w Ludowej Spółdzielni Wydawniczej. Warszawa (1989).

Idę jak burza w książkach z dawnego czytania za dzieciaka i młodzieży i teraz nadszedł czas tej książki. Przyznam, że o ile "o co chodzi" w przypadku "Zapałki..." pamiętałam ogólnie, to tu chwilę mi zajęło, dopóki sobie nie przypomniałam intrygi.

A sama książka, cóż, przejmująca. Według mnie Siesicka jak mało kto potrafiła sobie poradzić w przedstawieniu solidnej treści na niewielkiej objętości. Jednym słowem, nie lała wody. Dla mnie to ogromna zaleta, już wyrosłam z zachwycania się książką na zasadzie, "im grubsza, tym lepsza".
Narratorka to Justyna, orientujemy się szybko, że jest chwilę po rozwodzie z mężem Anglikiem, dla którego wyjechała dwadzieścia lat wstecz z Polski zostawiając tu pięcioletnią córkę.
Akcja zaczyna się w chwili, gdy Justyna wraca do Polski i ma na czas przejściowy, zanim załatwi sobie pracę (jest dobrą lekarką) ma mieszkać u córki i zięcia, którego osobiście nie zna. Relacja z córką trwała do tej pory niestety, jedynie via listy i można się domyślać, że lekko to pierwsze po latach spotkanie nie przebiegnie. Zgodnie z podejrzeniami, nie przebiega, a potem jest już tylko ciężej.
Bardzo ciekawa książka, zupełnie mi z pamięci wyleciała, kiedy ją brałam z domu rodzinnego w ogóle nie wiedziałam, o czym jest. Sądzę, że jak napisała mi jedna z osób w pewnej grupie książkowej we wpisie o "Zapałce..." , warto do niej sięgnąć będąc już samą w wieku o wiele bardziej zbliżonym do wieku głównej bohaterki, niż kiedy się ją czytało pierwszy raz. Mnie dodatkowo zawsze zajmuje motyw relacji matka-dziecko, szczególnie matka-córka i tu to dostałam, chociaż nie powiem, była to jazda bez trzymanki. Ale warto, warto jest po tę książkę sięgnąć albo po raz pierwszy, albo podobnie, jak ja, na zasadzie przypomnienia jej sobie po latach. Moja ocena to 6 / 6.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Refleksyjnie, rocznicowo...

Dzień Dziecka Utraconego

Rocznica ...