"Nie przyszedłem pana nawracać". Jan Twardowski.

Wydana w Wydawnictwie Archidiecezji Warszawskiej. Warszawa (1992).

Zbiór wierszy ulubionego poety mojej Mamy, po który sięgnęłam w ramach Osobistego Projektu Książkowego "Mama" (kto pamięta, że takowy powstał? i że go sobie, jak widać kontynuuję?). 
O poezji jest mi niełatwo pisać, to raz, nawet nie lubię,bo zawsze mam wrażenie, że ją na swój sposób "spłycam". Po prostu albo wiersz do mnie trafia i coś tam we mnie porusza, albo nie. Dodatkowo, trudno mi jest się odłączyć od emocji i subiektywnych wrażeń. A z samym Janem Twardowskim mam relacje mieszane. Bo też wcale nie jest tak, że wszystkie jego wiersze mnie zachwycają. Ale też są takie, które bardzo lubię. W tym osławiony "Śpieszmy się". Temu wierszowi zrobiono akurat lekką krzywdę używając go nadmiernie lub i może nie, ale zwyczajnie, mam wrażenie, że przez nadużywanie już nikomu nie chce się skupić nad tym, co opisuje. A jest naprawdę mocny i prawdziwy :( Osobiście mam z nim jeszcze inne związane wspomnienie, bo był to chyba ulubiony wiersz autorstwa Twardowskiego mojej Mamy, to raz. Dwa, na niedługo przed tym, jak trafiła do szpitala miałyśmy ze sobą jakąś przedziwną (dla mnie wtedy, po miesiącach wciąż dźwięczy mi ona w uszach, ale już z jakimś tam zrozumieniem?) na temat tego, co po nas zostaje. I trochę tak, jak w tym wierszu,  sparafrazuję za poetą, zostaną po nas buty i telefon głuchy. Oraz, tu już dokładny cytat, "(...) najważniejsze tak prędkie, że nagle się staje". 

Mój egzemplarz to mój prezent Bożonarodzeniowy dla Mamy z roku 1992. W dodatku wydrukowany źle. Co odkryłam sama teraz, kiedy czytałam zbiór na dwie raty. Pierwszy raz sięgnęłam po "Nie przyszedłem pana nawracać" jeszcze przed wakacjami i to chyba dość dawno przed, wróciłam niedawno i podczytywałam. A na czym polega owo złe wydrukowanie zbioru? Ano na tym, że po Nocie wydawcy pojawia się na nowo wydrukowanych parę wierszy, które były pod koniec tomu. I nie, nie są to żadne skorygowane przez samego Jana Twardowskiego wiersze, po prostu błąd wydawniczy. Słowem się moja Mama nie zająknęła nigdy o tym, co tylko pokazuje, jakim była człowiekiem. Cieszył ją gest, prezent ode mnie, doceniła, że mimo, że wtenczas nie lubiłam Twardowskiego zbytnio (tak tak, miałam taki etap, że nie rozumiałam, czemu moja Mama się zachwyca jego poezją), to dla Niej ten tom kupiłam wiedząc, że Ją ucieszy. A jak w owej Nocie wydawniczej zostało podkreślone, do czasów tego wydania był to najobszerniejszy zbiór wierszy Twardowskiego.

Tu miałam niesamowitą poetycko emocjonalną drogę śladami Mamy. Wiersze, które sobie pozaznaczała karteczkami indeksującymi i nowe karteczki, które przylepiłam ja sama. I to pytanie na początku tomu, czy w którymkolwiek miejscu pojawią się dwie karteczki? Nie wiem, jak to traktować, co o tym sądzić, ale pojawiły się w oznaczeniu jednego, jedynego wiersza. Jeden jedyny wierdz zrobił na nas obu takie same wrażenie. Jak ktoś chce, może się zastanowić, który to wiersz i napisać w komentarzu. Będzie mi miło. 

A sam zbiór zawiera wiersze, które po opisują poetę jako księdza-poetę. Czyli wszystkie swoje troski, refleksje dnia codziennego i swojego powołania przekuwa on na biały wiersz. Jak wspomniałam wcześniej, nie wszystkie mi się podobają tak samo, są też takie, które jak dla mnie są wręcz lekko infantylne. Ale wśród nich jest naprawdę sporo, które do mnie przemówiły i skłoniły do refleksji. 
Te, które zyskały znacznik to: " Który..." , "Odpowiedzi" , "Sprawiedliwość" (ze zbioru "Znaki ufności"), "Na wsi", "Jak się nazywa", "Żal" dedykowany Zofii Małynicz, "Śpieszmy się" dedykowany Annie Kamieńskiej (ze zbioru "Poezje wybrane"), "Płacz" (ze zbioru "Wiersze nowe").
Spojrzenie na świat księdza Jana Twardowskiego albo się "kupuje", albo nie. Mnie o dziwo, zajęło trochę czasu, żeby w ogóle mieć ochotę sięgnąć po Jego wiersze (sięgnęłam już wcześniej, niż teraz, oczywiście) i żeby się w nie zagłębić. 

Ten tom otrzymuje moją notę 6 / 6. 



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Refleksyjnie, rocznicowo...

Dzień Dziecka Utraconego

Rocznica ...