"Stowarzyszenie umarłych poetów". N.H. Kleinbaum.

 Wydana w DOMU WYDAWNICZYM REBIS. Poznań (2000).

Przełożył Paweł Laskowicz. 
Tytuł oryginalny Dead Poets Society.

Na parę książek, które okazują się, oczywiście w moim odczuciu, świetne, musi się niestetym trafić coś mniej porywającego. Nie, nie nazwę tego gniotem, w żadnym wypadku. Niemniej jednak muszę przyznać, że książka powstała na podstawie scenariusza filmowego (a tak jest napisane na okładce książki) niekoniecznie musi oznaczać sukces, nawet jeśli film takowym był. 
Stawiam żołędzie przeciw kasztanom, że wśrod czytelników mojego blogu większość zna "Stowarzyszenie umarłych poetów" ze świetną rolą Robina Williamsa. 
Tam postać charyzmatycznego i odgrywającego ważną rolę nauczyciela języka angielskiego w jednej z prestiżowych szkół średnich w Stanach Zjednoczonych ewidentnie zachwycała i sprawiała, że każdy z nas albo cieszył się,że w drodze swojej edukacji spotkał kogoś takiego albo żałował, że tak się nie stało. 
W książce rola Johna Keatinga, ongiś uczącego się w Akademii Weltona a obecnie nowego nauczyciela wspomnianego już przeze mnie języka angielskiego, jest zdecydowanie mniej zaznaczona. Spłaszczona i pozbawiona tego, co w filmie wydawało się jasne. Ten człowiek w filmie potrafił poruszyć młode umysły i wyrwać je ze skostniałych torów, w które wtłoczyli je właśni rodzice, aby  tym samym ich dzieci zrealizowały ambicje ich samych, którzy często nie mieli takich możliwości rozwoju. 
Niestety, w książce postać nauczyciela kompletnie nie zachwyca i nie czytelnik nie jest w stanie zrozumieć, dlaczego właściwie grupa uczniów z jednej klasy daje się mu aż tak porwać, nie bacząc na konsekwencje swoich zachowań. Szczerze? Po co? Dlaczego? 

Nie powiem, że mnie nie ostrzegano, bo ostrzegała mnie przed lekturą Autorka blogu "100 stron na godzinę", który to blog również polecam Waszej uwadze. Z drugiej strony, ponieważ dopiero co sama ze zdziwieniem odkryłam, że mam tę książkę na półce, chciałam zobaczyć, jak będzie mi się ją czytało. Niestety, z dużą dozą zawodu. 
Jeśli ktoś z Was chce jednak sam wyrobić sobie zdanie na temat tej książki powstałej na podstawie scenariusza filmowego, oczywiście niech to robi i chętnie poznałabym zdanie osoby, która się tego podejmie. 

Moja ocena to 3.5 / 6.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Refleksyjnie, rocznicowo...

"Tam, gdzie najlepiej się umiera". Jakub Bielawski.

Post zbiorczy.