"Czarownictwo dla zbłąkanych dziewcząt". Grady Hendrix.
Wydana w Wydawnictwie ZYSK I S-KA. Poznań (2025).
Przełożył Tomasz Bieroń.
Tytuł oryginalny Witchcraft for Wayward Girls.
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa.
To moja druga książka autora po pierwszej, którą byłam zachwycona, a była to wydana również w tym Wydawnictwie książka nosząca tytuł "Jak sprzedać nawiedzony dom". Zarówno ta pierwsza, jak i ta, o której teraz piszę, są horrorami ale sądzę, że obecnie proza autora zachwyca mnie niekoniecznie za obecność horroru i wątków paranormalnych w tych książkach, a za warstwę społeczno-obyczajową w nich zawartą. Mówiąc szczerze, jak dla mnie mogłoby w książkach Hendrixa nie być żadnego straszenia czymś niezrozumiałym. Opisywane przez niego realia są wystarczająco straszne.
"Czarownictwo dla zbłąkanych dziewcząt" rozpoczyna się w momencie, gdy piętnastoletnia narratorka całej opowieści, Neva, jest wieziona przez ojca rodzinnym autem z Alabamy, gdzie mieszkała do tej pory aż na Florydę, gdzie panna Wellwood prowadzi (przejąwszy po zmarłym ojcu) dom dla nastolatek w ciąży. Jest rok 1970 i doprawdy, nie ma nadziei na to, że dowiedziawszy się o ciąży nastoletniej córki, rodzice usiądą z nią do stołu i na spokojnie omówią sytuację. W tamtych czasach rozwiązuje się "problem" w następujący sposób. Jeśli masz fart i końcówka ciąży córki przypada na okres wakacji, zawozisz ją do domu samotnej młodocianej matki, gdzie dziewczyna ma dotrwać do porodu. Wcześniej zrzeka się praw do dziecka, któremu załatwia się rodzinę adopcyjną. Brzmi jak bezduszny handel ludźmi? Cóż, w sumie wygląda na to, że czymś takim jest. Nieważne, że jest to załatwiane zgodnie z literą wówczas obowiązującego prawa. Według mnie brzmi strasznie i traumatycznie.
I takim też jest cały ten proceder. Dziewczęta trafiają w obce środowisko, gdzie wraz z innymi nieszczęśliwymi nastolatkami (dziećmi ciągle), oczekują na czas porodu i powrotu do domu. Podczas, gdy im odbiera się nawet dane osobowe (każdej z nich panna Woollwood nadaje odroślinne imię), ich rodzice mogą wreszcie odetchnąć, że córka nie przyniesie rodzinie wstydu. Obcym mówi się, że pojechała na dłuższe wakacje, pomaga chorej babci, zajmuje się nowonarodzonym dzieckiem jakiejś ciotki, ma długie wakacje na obozie teatralnym gdzieś tam. Najważniejsze to to, że nikt nie dowie się, że dziecko urodziło dziecko.
Spytacie, gdzie w tym wszystkim są potencjalni tatusiowie? Och, pozbywają się problemu na równi z rodzicami dziewcząt. Młode przyszłe mamy zostają same ze swoimi zmartwieniami i sytuacją nie do odwrócenia i nieważne, że przez Stany Zjednoczone przeleciał już wiatr hippisowskiej wolności i wolnej miłości. Tam, gdzie to jest konieczne, młodość, miłość i wolność dostaje knebel raz na zawsze.
Neva, w przytułku "ochrzczona" jako Fern, nawiązuje w nowym dla siebie miejscu znajomości i relacje z innymi oszołomionymi nagły zwrotem akcji życia, nastoletnimi mamami.
I kiedy przydarza się im paru niezwykłe spotkanie z osobą podającą się za czarownicę, a sytuacja nabrzmiewa do bardzo poważnej, decydują się na nawiązanie współpracy z czarownicą, która jako jedyna traktuje ich problemy poważnie i usiłuje podać im jakieś rozwiązanie a przynajmniej-możliwości.
Brzmi, jak możliwość poprawy sytuacji, która przydarzyła się w najbardziej odpowiednim momencie i niesie ze sobą szanse na powodzenie? Czy coś może pójść nie tak?
"Czarownictwo dla zbłąkanych dziewcząt" to książka, która, jak pisałam, pomimo, że ma elementy horroru, dla mnie jest jednak niezwykłym studium społeczeństwa amerykańskiego lat siedemdziesiątych, kiedy to w sytuacji, w jakiej znalazły się bohaterki, jedyna opcją wydawała się właśnie tak. Oddanie nieletniej do takiego przytułku, gdzie dziewczyna urodziła i skąd adopcyjni rodzice mogli odebrać dziecko.
Po raz kolejny zachwyciłam się tym, jak Grady Hendrix pisze warstwę społeczno obyczajową, jak doskonale dawkuje nam, czytelnikom, emocje i jak ich nie nadużywa. Jak świetnie opisuje relacje między bohaterkami i jak prawdziwe wydają się ich postaci. To też nie wyciskacz łez a zbliżony do reportażu wręcz opis tamtych realiów. Jest to też książka mocno feministyczna, tu mężczyznom bardzo się "obrywa" ( i akurat treść nie poddaje nam ani trochę możliwości obrony tychże), ale mimo, że akcja rozgrywa się tak dawno temu, jej wydźwięk jest mocno współczesny.
Osobiście zamierzam traktować tę książkę jako właśnie bardziej społeczno obyczajową, niż horror, ale sądzę, że to już jest coś, co każdy z czytelników może sobie dawkować indywidualnie.
Na uwagę zasługuje też moim zdaniem ciekawa okładka książki, zaprojektowana przez Tobiasza Zyska, która stylistyką nawiązuje do pierwszej książki Hendrixa, o której wspominałam, czyli do "Jak sprzedać nawiedzony dom". Podoba mi się to, że można je traktować jako zaczątek porządnie wydanej kolekcji książek tegoż autora.
Moja ocena "Czarownictwa dla zbłąkanych dziewcząt" to 5.5 / 6.
Komentarze
Prześlij komentarz