"Kapsuła". Wojciech Wójcik.
Wydana w Wydawnictwie ZYSK I S-KA. Poznań (2025).
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa.
Od pierwszej przeczytanej przeze mnie książki Wojciecha Wójcika, którą to był kryminał "Bilet dla zabójcy", autor stał się jednym z moich ulubionych autorów kryminałów.
Dlatego też oczekuję każdej nowej książki, która ukazuje się na naszym rynku wydawniczym.
Wojciech Wójcik lubi osadzać akcję książek w różnych miejscach Polski, a tym razem akcja rozgrywa się głównie w Legionowie (mieście, w którym mieszka sam autor) i okolicach.
Po czterdziestu latach funkcjonowania liceum im. Władysława Jagiełły szkoła postanawia zorganizować uroczystość jubileuszową połączoną z pokazaniem wydobytej z ziemi kapsuły czasu, którą zakopano w początku funkcjonowania szkoły. Prowadząca szkolną imprezę bibliotekarka Justyna Wysocka od początku ma złe przeczucia. Coś nie daje jej spokoju. Może fakt, że z kapsuły, w której zakopano wiele przedmiotów "ocalało" jedynie garstka a i tak mocno tknięta wilgocią. Są jakieś slajdy, ale też niewiele. Justyna miała zamiar zająć się ich solidną segregacją, ale trochę zbywa temat, powierzając młodzieży z trzeciej klasy zajęcie się tematem i oto efekt jest taki, że zgromadzeni na uroczystości uczniowie i włodarze miasta widzą zarówno zdjęcie byłych uczniów jako licealistów, ale również niepokojące zdjęcie kobiety, która jest na zdjęciu zupełnie bez ubrań, Początkowe śmieszki i rozbawienie ustępują miejsca nerwowości, wiadomo, jak zareagował na taki żarcik dyrektor szkoły (bo kadra akurat różnie, niektórych wręcz to rozbawiło). A potem jest już tylko gorzej.
Nocą dochodzi do pożaru nowej części szkolnych budynków, w wyniku którego dochodzi do tragedii, ginie jeden z nauczycieli. Czy stoi za tym próba zdecydowania o swoim życiu przez tego, który zginął? czy też kryje się za tym coś więcej?
W "Kapsule" , co jest charakterystyczne dla stylu autora, dochodzi do paru równoległych śledztw. Tym razem śledztw osób prywatnych, bo o tych policyjnych właściwie wiemy niewiele, a kiedy się coś dowiadujemy, to właściwie na samym końcu książki.
Jedno śledztwo prowadzi Justyna Wysocka, trochę obarczona poczuciem winy, że być może niedopilnowanie przez nią pokazu slajdów zaowocowało czymś więcej, a trochę zaniepokojona faktem zniknięcia nagle i to po pokazie slajdów właśnie jednej z uczennic. Wreszcie, osoba, która zginęła w pożarze nie była jej obca, a nawet kobieta starała się o to, by była nieco bliższa.
Drugie śledztwo prowadzi Bartek z klasy trzeciej, której to uczniowie mieli pomóc przy przygotowaniach do imprezy. Bartek też niepokoi się zaginięciem koleżanki, Agnieszki, chociaż z powodów zgoła innych, niż bibliotekarka. Bartek bowiem był w koleżance zakochany i jej nagłe zniknięcie budzi w nim wiele niepokoju i wręcz obaw o to, co z dziewczyną mogło się stać.
Trzecią osobą zaplątaną trochę przypadkiem w takie osobiste dochodzenie jest Mariusz, stróż i taka złota rączka szkoły, absolwent liceum i również bohater jednego z prezentowanych slajdów. On też, jak pisałam, początkowo nieco przypadkiem, ale zostaje wciągnięty w dziwne zdarzenia, jakie zaczynają się dziać.
Akcja dzieje się wartko i wciąż dowiadujemy się o nowych tropach. Jak to u Wójcika, nazwisk jest sporo, ścieżki postaci z kart książki przecinały się zarówno w przeszłości, jak i obecnie i trzeba pilnować tych bohaterów i ich nazwisk, żeby się nie pogubić. Ja już jestem w tym wyćwiczona i nigdy nie żartuję, że do kryminałów tego autora podchodzę z notesem i robię zapiski.
Ktoś mógłby wywnioskować po lekturze "Kapsuły", że w przeszłości nie powinno się grzebać. Że właśnie, co pochowane, niech pochowane zostanie i po co do tego wracać. Jednak ostatecznie to właśnie zupełnie przeciwstawne stwierdzenie można z tej książki wyciągnąć.
Stare grzechy jednak powinny zostać ukarane, a winni powinni jednak ponieść karę. I to nie tylko w imię tak zwanej sprawiedliwości społecznej.
Moja ocena "Kapsuły" to 6 / 6.
Komentarze
Prześlij komentarz