Posty

Wyświetlanie postów z czerwiec, 2025

"Kwiat kalafiora". Małgorzata Musierowicz.

 Wydana w Wydawnictwie Nasza Księgarnia. Warszawa (1988). "Ida sierpniowa" wzięta przeze mnie z Książkodzielni okazała się istnego rodzaju początkiem wielkiego powrotu do ukochanych książek z dzieciństwa. W weekend wyszłam z rodzinnego domu ze stosem wszystkich książek Małgorzaty Musierowicz, jakie udało mi się zgromadzić. Nie, nie mam wszystkich książek z cyklu Jeżycjada, ale osobiście wystarczy mi fakt posiadania tych ulubionych Jej autorstwa.  "Idę sierpniową" przeczytałam dwa razy z rzędu. Osobiście nie pamiętam książki, którą przeczytałabym raz po razie, tę -tak. Nie wiem, może to mój sentymentalizm? A może kolejny raz "Ida sierpniowa" okazała się rodzajem krzepiącego pocieszenia, wsparcia dla moich skołatanych nerwów i nastroju? Wracając jednak do konkretnego tytułu. Po "Idzie sierpniowej" sięgnęłam po książkę dziejącą się rok wcześniej. Jednak oczywiście, że nie przeszkodził mi fakt niezachowanej chronologii.  "Kwiat kalafiora", ...

"Ida sierpniowa". Małgorzata Musierowicz.

 Wydana w Wydawnictwie Signum. Kraków (1992). Osoby, które śledzą stronę tegoż blogu na Fb doskonale wiedzą, że w zeszłym tygodniu z osiedlowej Książkodzielni przyniosłam sobie skarb. Tak. Mówię o jednej z moich najukochańszych książek z wczesnych lat nastoletnich. "Ida sierpniowa" Małgorzaty Musierowicz, to jedna z najbardziej zaczytanych książek u mnie w domu rodzinnym, gdzie stoi sobie w otoczeniu (o ile teraz dobrze liczę) jeszcze czterech książek tej autorki. Niemniej jednak kiedy przeglądałam Książkodzielniane dary (a wyjątkowo trochę ich było) mój wzrok padł na to, co czytałam ostatnio myślę, że nie skłamię, pisząc, że z dobrych trzydzieści trzy lata temu i jak tak sobie myślę, najpewniej będąc w wieku głównej bohaterki, a ręka sama się ku "Idzie sierpniowej" wysunęła.  Niniejszym cofam wszystkie moje marudzenia dotyczące książek o wiele nowszych autorstwa Musierowicz (moja sympatia do serii zakończyła się niestety na "Opium w rosole",za którą to i ...

"Czarne łabędzie". Alicja Filipowska.

 Wydana w Wydawnictwie Zysk i S-ka. Poznań (2025). Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa. Proszę Państwa, jakie to było dobre!  I tak, przyznaję, zawsze mówię, żeby nie oceniać książki po okładce, ale w tym przypadku to okładka zaprojektowana przez Szymona Wójciaka spowodowała, że sięgnęłam po książkę. I nie żałuję ani momentu z jej lektury, chociaż na wstępie uprzedzam, że "Czarne łabędzie" to nie jest książka radosna, czy pokrzepiająca. Mimo, że porusza temat, który często lubimy nieco wylukrować i przedstawić w radosnych barwach, bo mowa o dzieciństwie, tu ten obrazek jest bardzo daleki od sielskości i niewinności wczesnych lat dziecięcych.  Zacznę od tego, że tak, że ten motyw już się parę razy czytało. Bo tak, mała miejscowość, wieś Kamionka i paczka dzieci, równolatków. Kiedy zaczyna się akcja Paweł, Ania, Krzysiek, Dawid i Leon są chwilę po Pierwszej Komunii i tworzą paczkę przyjaciół na dobre i na złe. Trudno jest w małej miejscowości spotkać aż tylu...